Przejdź do głównej zawartości

KUCHCIK

Pracuję jako kucharz. Niektórzy mówią, ze nadaje się do tego idealnie, bo jestem gruba i opryskliwa, a taki musi być kucharz z krwi i kości- w sumie krwi i tłuszczu. Zatem jestem- oto ja. Krew, tłuszcz, pot, łzy i buchająca par z gara. Na moje nieszczęście kuchnia jest otwarta co oznacza, ze nie mogę zabijać ludzi wzrokiem, nie mogę przeklinać i pluć do zupy. Najbardziej mnie irytują ( jak każdego pracującego w gastro) rodziny z dziećmi, a zwłaszcza dzieci. Dobrze nie wejdą do knajpy a już wszyscy wiedza, ze dziecko wstało lewą nogą i jeszcze dwie inne  lewe nogi pożyczyło od sąsiadów, żeby dobić każdego, kto znajdzie się w ich otoczeniu. W Norwegii dzieci wychowują rodziców, to one decydują. I słyszę:" Jeg vil ha gulrotkake!!!" powtórzone to zostało około miliard razy. Darło japę  przez godzinę, jadło obiad i się darło. Szacun za wytrwałość. Nareszcie dostało to nieszczęsne ciasto. Gotowa byłam upiec mu nowe i dać za darmo żeby tylko uciszyć te rozdarta paszcze. Irytujący są też dorośli. Kiedy ja biegam i nie wiem gdzie podziać ręce, ktoś flegmatycznym głosem pyta wesoło " A co robisz? A co to jest?". Ciężko zapytać kelnera, który stoi obok, ale po co kiedy można poprzeszkadzać kucharzowi... Zostałam kucharzem zupełnie niechcący i przez przypadek. Umiałam robić wykwintne i soczyste NIC. Zamierzam otworzyć piekarnie, ale nim to zrobię, pouczę się jeszcze w pracy, która jest darmowa szkołą.

Komentarze